Kocio:*
Zawodnik
Dołączył: 31 Sie 2005
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/2
Skąd: z...........zapomnialam :]
|
Wysłany:
Śro 19:34, 19 Paź 2005 |
|
SILIVREN PROLOG
Było już bardzo późno, gdy przez ciemny las przemknęły dwie postacie. Ich krok był ledwo słyszalny, głowy niewidoczne, spod ciężkich kapturów. Światło gwiazd padające w tej chwili najjaśniej zdołało uchwycić jedynie skrzydła. Ale nie były to oślizłe, czarne błony. Istoty miały skrzydła śnieżnobiałe i pierzaste. Obydwie pochylały się nad małym zawiniątkiem, które spoczywało w cieniu wielkich drzew. Niższa z postaci właśnie ukrywała je w zielonym listowiu spoczywającym na ziemi gdy wyższa odezwała się:
-Minë czy to na pewno dobry pomysł? W lesie roi się od Płomiennych. Nie jestem pewien czy twoje czary wystarczą...
-Muszą wystarczyć Assntarze, nie mamy nic więcej, aby uchronić naszego syna przed ogniem Płomiennych.
-Możemy uciec, ukryć się…
-To nic nie da, wkrótce by nas znaleźli. Czuję to.
-Ale co się z Nim stanie ?Przecież on nie przeżyje bez nas i nigdy go już więcej nie ujrzymy…
-Przeżyje - powiedziała istota nazywana Minë - To jest mu pisane, ale tylko jemu…-powiedziała spoglądając smutno na Assantara- my nie wyjdziemy już stąd żywi , już nigdy nie ujrzymy błękitu nieba i nie ujrzymy syna…Ale na Jego drodze nie ma śmierci, musi wypełnić przeznaczenie jakie jest mu pisane…
Assantar zamyślił się trochę po czym dodał:
-Żałuje tylko, że nie od nas dowie się o swoim pochodzeniu i boję, że nieprędko zrozumie dlaczego musieliśmy postąpić tak a nie inaczej, czasami wątpię czy kiedykolwiek dowie się kim jest i co jest mu przeznaczone, tyle niepewności…strachu(...) kłębi się w mojej głowie…ten złoty medalion wiszący na jego szyi jest jedyną furtką do prawdy…
-Ale gdy to odczyta słowa na nim wyryte, nie ukryje się już przed przeznaczeniem… wtedy będzie wiedział do czego został stworzony, że nie jest elfem tylko Aniołem, że nie jest taki jak inni i że jego prawdziwym dziedzictwem są skrzydła…Assntarze oni nadchodzą! Słyszysz te świsty? Możemy zapobiec śmierci naszego syna i bezpiecznie go ukryć jedynie śmiercią naszą…Czy jesteś na to gotowy? Ale przecież powinieneś być! Ty wrócisz jeszcze na ten świat! Niewiem jako kto, ale wrócisz! Jako mężczyzna! Tylko oni mogą zakosztować słodyczy ponownych narodzin!
- Minë, ty wiesz, że dla Ciebie gotów bym był poświecić wszystkie życia-Anioł zadumał się nagle i poczuł w sobie przypływ jasnowidzenia - On wyrośnie i spełni przeznaczenie - jego szmaragdowe oczy zobaczą jeszcze niejedno… - powiedział przenikliwym śpiewnym szeptem - będzie inny od tych którymi jest i innym od tych z którymi jest, jego bronią będzie włócznia strzały oraz muzyka, a zwierciadłem oczy i serce podobnej mu istoty która będzie bliskim mu odmieńcem…
-Assantar…Ja…
-Nic nie mów kochana, to tylko słowa, słowa ojca…
Anielica spuściła głowę i szepnęła:
-Potwierdzone słowami matki…Mężu mój! Obiecaj, że gdy kiedyś spojrzysz na przejrzyste leśne oczy, przypomnisz sobie mnie i syna…
-Tak będzie - nagle podniósł głowę, rozejrzał się –Minë Oni już tu są! Przygotuj się !
Niebianka ustała koło drzewa dotykając go ręką, zrzuciła z siebie ciemny płaszcz, odsłaniając przejrzyście białą szatę, złote włosy zafalowały na wietrze, drżącym głosem powiedziała:
Cieniu , który ochraniasz zbłądzonych
Gwiazdy, które oświecacie zagubionych
Drzewo, które wydajesz życie…
Uchroń od śmierci nasze odbicie…
Anqua al. theid lenome
Sheir a Walas orrome
Anqua lumenen onsima
Shira moriento omentielmo
W tej samej chwili malutka górka usypana z listowia stopiła się z cieniem drzew. Drzewo zaszumiało. Anielica wiedziała, że oczekuje od nich krwi…Bogowie nie byli łaskawi, jeśli ich potomek miał przetrwać, oni musieli zginąć.
Nagle na polankę wpadły postacie w krwistoczerwonych płaszczach . Już sam ich wygląd przywodził na myśl płomień. Nie mógł to być kto inny To Oni, Płomienni! Płonące szaty mieli podobno barwione własną krwią z jeszcze żywych niegdyś ciał, w czarnych łapach trzymali również czarne laski błyskające niebieskim płomieniem. każdy kto miał z nim w życiu doczynienia, już nigdy nie powstał…Dał się słyszeć przeraźliwy szept pierwszego z Płomiennych:
-Anioły, anioły - łapcie ich! Łapcie!
Zagrzmiał gromki głos Assantara:
-Nie musicie nas łapać! Stoimy tu i czekamy, nie lękamy się śmierci! I waszego płomienia!
-Głupcy! – zasyczał – pożegnajcie się z życiem, Niewiem gdzie jest ten wasz bękart, lecz o niego się nie martwcie! Już my się nim
zaopiekujemy! – mówiąc to nawet nie spojrzał w stronę cieni rozsianych wśród drzew. Minë uśmiechnęła się szyderczo:
-A więc szukajcie! Tylko niech was wzrok nie zawodzi! Bo odkąd nosicie płomienie całkiem wam one strawiły mózg!
Ty!!! - Pierwszy płomienny wybuchnął nagłą złością- Kim jesteś? Kim , aby to mówić, matką bękarta? Kochanką słabego aniołka? Jesteś nikim! Byłaś nikim, i będziesz! Twoje potomstwo także!
Mówiąc to podniósł do góry czarną laskę, a z jej wnętrza wypłynęła niebieska błyskawica skierowana prosto w stronę anielicy. Nagle drogę zasłonił mu Assantar zasłaniając ukochaną i ze słowami:
-Ten Bękart już niedługo się ciebie pozbędzie! - poczym spowity niebieskim płomieniem niczym płaszczem wyszeptał do Minë - kocham Cię, i jego, i wszystko , i na zawsze… - poczym zamknął świetliste oczy i zakończył żywot.
Biedna anielica podbiegła do jego nieruchomego ciała…
-Assantarze, nie każ patrzeć jak odchodzisz! Jak niebieski płomień zwalcza siłę twego doskonałego ciała, jak gaśniesz! Niegdyś dni spokojne, piękne były, teraz umierają! - patrzyła w stronę luźnego już ciała Anioła, a po chwili skierowała wzrok na płomiennych - Skończcie ze mną, tego chcecie! Niech ginę!
W następnej chwili jej ciało padło obok ciała Assantara. Ostatkiem sił wyszeptała:
-I tak łączę się z przeznaczeniem, które śmiercią wypływa z mego ciała i wstępuje drugie…i na zawsze…-nie dokończyła, cień przysłonił jej twarz…
Czerwony spojrzał z politowaniem na nieżywą parę – głupcy! - pomyślał! Nie wiedzieli z kim zadarli ! Nikt nie może wiedzieć! A co do głupiego bachora to znajdę go i unicestwię, niema żadnego przeznaczenia! Jest tylko płomień i śmierć i my!!! Władcy Płomieni!!!
Zaświstały płomienne szaty i po chwili w lesie było już zupełnie pusto. O niedawnych zdarzeniach świadczyły jedynie dwa piękne ciała spoczywające pośród mchu i paproci. Niedługo zostanie po nich nicość no i kupka liści wyłaniająca się z każdą minutą z cienia…Niedługo cienie się rozstąpią, a małe dzieciątko znajdą elfy i wychowają na swoje. Jego zielone oczy będą od tej chwili żyły wśród leśnych gąszczy a ciało pozostanie zagadką…O już nadchodzą! Gwar słychać i śpiewy ! Zza drzewa wychodzi postawny elf w błękitno - zielonym ubraniu i podchodząc do drzewa przygląda się małemu. Za chwilę weźmie go na ręce i potraktuje jak swego…I dokona się prawdziwy cud…
Proszę o ocene |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kocio:* dnia Czw 8:18, 20 Paź 2005, w całości zmieniany 3 razy
|
|